Długo nie chciałam wesela, właściwie nie chciałam go do dnia ślubu. Dlaczego? Jednym z powodów były okropne dekoracje kościoła i sali, jakie musiałam oglądać na niejednym weselu. Brak gustu, kicz i bezsensowne dobieranie elementów, brak harmonii i okropne do niczego nie pasujące kolory. Z tym kojarzą mi się ślubne dekoracje.
Wydawało mi się, że nie da się inaczej. Ale wystarczył spójny pomysł, kilka dłuższych chwil spędzonych nad doborem kwiatów i dodatków, które wydobyłyby nastrój wesela bez przytłaczania gości i pary młodej.
Kwiatem przewodnim była niebieska hortensja. Wystąpiła w bukietach, męskich butonierkach, w dekoracji samochodu oraz w dekoracjach na sali weselnej. Z założenia dekoracje miały nawiązywać do marynistyki, ponieważ z mężem jesteśmy żeglarzami, poznaliśmy się na regatach. Dlatego z przystani przywieźliśmy koła ratunkowe, które zamiast obrączek zawisły nad naszymi głowami oraz były poustawiane w całej sali, również na parkiecie. Kilka dni przed ślubem od rodziców pana młodego dostaliśmy przepiękny dzwon okrętowy, który zawisł za nami, na tle lejącego białego materiału i lampek, które dodały ciepła całemu pomieszczeniu. Dzwon posłużył jako alarm do toastów i sprawdził się w tej roli świetnie.
Winietki dla gości były przewiązane granatowymi i bordowymi wstążkami, które znalazły się też na krzesłach gości. Na każdego z weselników czekał malutki prezencik: pralina w kształcie muszli w woreczku z organzy. Zamiast tradycyjnych świeczników na stołach poustawiane były kule, wypełnione muszlami i wodą, po której pływały świeczki. Bukiety znalazły się w wysokich kielichach, przypominających te od martini. Ostatnim marynistycznym nawiązaniem był weselny nawigator podawany w lodzie w metalowych wiaderkach, czyli wódka Żołądkowa Gorzka De Luxe, która świetnie się spisała jako trunek weselny.
Winietki dla gości były przewiązane granatowymi i bordowymi wstążkami, które znalazły się też na krzesłach gości. Na każdego z weselników czekał malutki prezencik: pralina w kształcie muszli w woreczku z organzy. Zamiast tradycyjnych świeczników na stołach poustawiane były kule, wypełnione muszlami i wodą, po której pływały świeczki. Bukiety znalazły się w wysokich kielichach, przypominających te od martini. Ostatnim marynistycznym nawiązaniem był weselny nawigator podawany w lodzie w metalowych wiaderkach, czyli wódka Żołądkowa Gorzka De Luxe, która świetnie się spisała jako trunek weselny.
Dekoracjami zajęła się firma Wedding Planner, którą serdecznie polecam.
woooooow, koła zamiast obrączek genialne :)
OdpowiedzUsuńchyba tylko problem w tym, że nie każdy właściciel sali weselnej pozwala na zmiany we wnętrzu. na weselu, na którym byłam niedawno, para młoda miała problem, żeby przyczepić do sufitu jeden balon - bo sufit się zniszczy :/
A w tym lokalu też nie pozwalali niczego wbijać, ani przyklejać. Musiałam zrezygnować z sieci wiszącej nad parkietem :( ale moja pani dekoratorka jakoś tak to wszystko porobiła, że ani jednego gwoździka nie użyła, wróżka :)
OdpowiedzUsuńtrafiłam na bloga przypadkiem - przez chatkę babuni i musze powiedzieć- jestem pod wrażeniem. Super kiecka, super byłaś uczesana. Albo ma się klasę albo nie ma, Ty masz z pewnością. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, tym bardziej, że zawsze uważałam, że większość wesel to po prostu obciachowe spotkania ludzi, których zapraszają rodzice młodych. Mam 23 lata i pierwszy taz widzę sukienkę, która nie jest wielką bezą, połączoną z fajnym uczesaniem, które nie jest z kolei głową głuptaka albo wielką walką z tematem. I to nie chodzi o to, że nie ogladam zdjęć, bo nawet Kate Middleton miała kieckę totalnie przypałową. Na prawdę mi miło, że tacy ludzie z klasą są w Polsce. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNajważniejsze są dekoracje na samochodzie do ślubu. Model ani marka tak naprawdę się nie liczą. Wolę zdecydowanie bardziej samochody starsze które mają dusze.
OdpowiedzUsuń