środa, 2 marca 2011

Sfrustrowana panna młoda.

Jeśli dobrze policzyłam to do ślubu pozostało mi aż/zaledwie 6 miesięcy i 7 dni. Czuję, że mój zapas ekscytacji i zapału się wyczerpał. Na szczęście mam już zarezerwowaną salę, kościół, kończę nauki przedślubne. Sukienka też jest niemal gotowa. To po co się martwić?

Ilość drobnych rzeczy, malutkich detali, które według mnie miały stanowić o tym ślubie i weselu przestały mnie obchodzić. Jedyne co udało mi się skończyć przed zapaścią humoru to zaproszenia. Pierwsze zostały już rozdane i wielu osobą spodobało się to, że są hand-made i że włożyłam w nie trochę więcej pracy i serca, a nie jedynie 15 zł za sztukę.

Wszystko stało mi się obojętne. Nie mam ochoty szukać już ani dekoracji na wesele ani butów, pasujących do sukienki. Nie chce mi się już nawet angażować w sprawę garnituru pana młodego. Zastanawiałam się z czego to wynika. Może to taki midwedding crisis? Kilka rzeczy mocno mnie rozczarowało, kilka innych przybiło. Teraz żałuję, że jednak zgodziłam się na wesele. Zorganizowanie obiadu byłoby o wiele prostsze, mniej pracochłonne i łatwiejsze do przygotowania z 'emigracji'.

Jeśli do tej pory wydawało się Wam, że organizacja tego ważnego dnia jest prosta, przynosi wiele radości i satysfakcji... to się myliliście. Jeśli myśleliście, że płacąc z własnej kieszeni za wesele przyszli teściowie nie będą się wtrącać w Wasze stroje i listę gości... to też się myliliście. To niezwykle demotywujące kiedy cała radość z przygotowań znika, bo musisz zacisnąć język kiedy teściowa gada farmazony, podsuwa Ci kolejny "wspaniały" pomysł, a kiedy go nie wykorzystujesz obraża się lub kiedy nie podoba Ci się materiał na garnitur dla pana młodego, bo tylko Ty widzisz, że będzie w nim wyglądał jak psia kupa rozdeptana na chodniku. Oczywiście nie mam obowiązku milczeć, ale moi rodzice niestety za dobrze mnie wychowali i nie mam w zwyczaju naskakiwać na starszych ludzi. Od narzeczonego też już przestałam się spodziewać wsparcia, więc jedyne co chcę teraz zrobić to rzucić wszystko i Ci, którym na tym weselu naprawdę zależy niech się nim w końcu zajmą.



Trzymajcie kciuki.

5 komentarzy:

  1. Ja mam do ślubu 4 miesiące, i na razie żadnego kryzysu. Wszystko załatwiam na spokojnie, na luzie i bez stresu. Na pewno jest mi 100 razy łatwiej, bo jestem tu, na miejscu. Nie czuję na razie klopotu z organizacją. Nikt z rodziny się nie wtrąca. Nikt nie obraża.
    Albo jestem szczęściarą, albo coś jest nie tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę :-) i gratuluję. Bardzo się cieszę, że są kobiety, które świetnie sobie radzą z organizacją wesela. To prawda, że jest mi trudniej robić wszystko na odległość, ale pomimo wielu przeszkód daję jakoś radę, bo jednak nie wszyscy rzucają kłody pod nogi. Organizujesz duże wesele?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, minimum mamy na 75 osób, ale w sumie nie wiem czy będzie 65 czy 80 - zobaczymy, jak przyjdą ;) Nie wiem, może dlatego jest mi łatwiej, że rezygnuję z wszelkich zbędnych elementów, jak np. zawieszki na wódkę, inny samochód niż własny, itp. ;) Cenię sobie prostotę. Nie chcę wiejskiego wesela, ale cudnej imprezy :) Tym bardziej, że robię to wyłącznie dla faceta - dla mnie wesele mogłoby nie istnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że mamy podobną sytuację. Ja też nie byłam za weselem. Ale facet bardzo chciał, więc powiedziałam, że skoro ma być już wesele to niech będzie po mojemu. Lubię małe detale, zawieszki na wódkę chyba akurat będą (jeśli się z nimi ogarnę), ale z napisem "weselny nawigator", bo wesele będzie w stylu marynistycznym/żeglarskim, więc uważam, że to akurat pasuje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, w Twoim przypadku to może być bardzo fajne. Zresztą jak czytałam, jak planujesz dekoracje, to będzie ślicznie :) I na bank oryginalnie. ja się cieszę z eleganckich krzeseł, na ktroych nie będzie strasznych pokrowców z ogromnymi złotymi kokardami ;) Świeczniki są ładne, dekoracje kwiatowe delikatne i eleganckie, a wystrój sali subtelny, lekki i ciepły. Inaczej bym tego nie zniosła ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...